Hitchcock na Stadionie Miejskim w Białymstoku

AdminAktualności

Cóż to był za mecz! Ci, którzy wystraszyli się lekkiego mrozu w sobotni wieczór i nie pojawili się na stadionie przy Słonecznej mają czego żałować. Lider z Białegostoku podejmował tego dnia gdyńską Arkę. Drużyna Jagiellonii od początku pokazywała wyższą jakość piłkarską i stwarzała zagrożenie pod bramką przyjezdnych. Wystarczył jednak jeden błąd i Arka niespodziewanie objęła prowadzenie po pewnie wykonanym rzucie karnym. Strata gola nie podziałała deprymująco na piłkarzy Jagiellonii i dalej prowadzili kombinacyjną grę, spychając gości do defensywy. Oczywiście było trochę niedokładności, lecz białostoczanie wielokrotnie przedzierali się pod bramkę Arki i dochodzili do sytuacji strzeleckich. Wystarczy tylko wspomnieć słupek po strzale głową Bezjaka czy efektowną przewrotkę tego samego zawodnika. Wreszcie w 40. minucie meczu golkiper przyjezdnych skapitulował po składnej akcji Jagiellonii na lewym skrzydle i strzale wspomnianego już Bezjaka. Remis utrzymał się do końca pierwszej połowy.

W drugiej połowie obraz gry nie zmienił się. Jagiellonia wciąż prowadziła grę. Aktywni byli Pospisil i powołany do kadry narodowej Frankowski. Ten drugi dwukrotnie zagroził bramce gości: jego strzał z dystansu obronił bramkarz, a w sytuacji sam na sam nie trafił w światło bramki. Kiedy wydawało się, że drugi gol dla białostockiej drużyny jest tylko kwestią czasu, Arka po raz drugi wyszła na prowadzenie. Fatalny błąd na własnej połowie popełnił drugi z naszych kadrowiczów – Romańczuk. Rozgrywający tego dnia słaby mecz białostoczanin w prostej sytuacji podał do przeciwnika, a piłkarz Arki bez zastanowienia oddał z dystansu strzał życia i piłka wylądowała w okienku bramki strzeżonej przez Kelemena.

Piłkarze Jagiellonii nie pogodzili się z takim wynikiem i prostymi sposobami coraz częściej przedostawali się pod pole karne Arki. Bramka wyrównująca jednak nie padała. Na przeszkodzie stawała niedokładność w wykończeniu akcji przez naszych piłkarzy lub efektowne interwencje dobrze dysponowanego tego dnia bramkarza gdynian. Emocje były coraz większe, a czasu było coraz mniej. Widmo niezasłużonej porażki było coraz bardziej realne. Skończył się regulaminowy czas gry, sędzia doliczył 4 minuty, żółto-czerwoni atakowali raz po raz, a na tablicy wyników ciągle było 1:2. Wreszcie nadeszła ostatnia, 94. minuta, która przejdzie do historii i będzie wspominana przez kibiców przez długie lata. W ostatniej, wydawać by się mogło, akcji meczu, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego o piłkę w polu karnym Arki walczyły obie pełne jedenastki, włącznie z Kelemenem, który opuścił własną bramkę. W tym tłoku najlepiej zachował się Burliga i mocnym strzałem nie dał szans bramkarzowi gości. 2:2 i eksplozja radości na trybunach! Wówczas stało się coś nieprawdopodobnego. Sędzia pozwolił jeszcze piłkarzom Arki wznowić grę, żółto-czerwoni szybko odebrali piłkę, długi przerzut do wysuniętego Sheridana, ten dograł na 5. metr, a tam Wójcicki wpakował piłkę do bramki! Gol! 3:2! Koniec meczu! Dwie bramki w ostatnich 60 sekundach! Ekstaza białostoczan i rozpacz gdynian.

Piłkarze Jagiellonii pokazali jak walczyć do końca i nigdy nie poddawać się. Po dramatycznym, pełnym zwrotów akcji meczu, którego przebieg można śmiało porównywać ze scenariuszami najlepszych dreszczowców Hitchcocka, Jagiellonia Białystok pokonała Arkę Gdynia 3:2 i umocniła się na pozycji ekstraklasowego lidera.

Nasi szkolni kibice tym razem również nie zawiedli. Pod wodzą p. Wiesława Gabrela wytrwali dzielnie do końca pełnego ekscytujących momentów meczu. Z niecierpliwością czekamy na kolejny mecz. Zapraszamy wszystkich wiernych żółto-czerwonym na najbliższe spotkanie na naszym stadionie, tym razem z Wisłą Płock.

Wiesław Gabrel
Anna Rutkowska